Wiosna przyszła

Zwykły wpis

HE! Prawie rok nic nie pisałem i już nikt na pewno tego nie czyta ale się mi właśnie zachciało, bo net lepiej działa, czasu tradycyjnie nie mam ale mogę sobie testowo coś napisać. Przyleciały żurawie, szpaki i czajki, czuć wiosnę. Remontuję patochałupę, od prawie roku jestem rolnikiem, a wczoraj wysłałem pismo do sejmiku o wyłączenie moich włości z obwodów łowieckich. Wczoraj ściągnąłem wnyka. W Puszczy leśnicza trzoda dwoi się i troi żeby unicestwić ten wspaniały ekosystem. Jadąc Drogą Narewkowską płakać się chce taki syf i zniszczenie sieją Lasy Państwowe, droga ma być asfaltowana. W całym kraju zmasowana wycinka drzew pod duchowym przewodnictwem Szyszki, czeczoty chcą przekopywać Mierzeje Wiślaną, a Duda wydał wyrok na polskie rzeki. Wiosna cieszy ale ucieszyłaby jeszcze bardziej jakby ludzie nie byli takimi idiotami. Miłego wiosnowania!

Rozczarowanko

Zwykły wpis

No i se tu patuję na tej puszczańskiej wsi i poza tym, że wolałbym w środku Puszczy bez ludzi (bo ludzie wiadomo – LTK i jak nawet są w miarę jacyś miławi to i tak tylko kombinują co by tu zniszczyć, wyciąć, zaorać, wykosić i obić plastikiem) to jednak jakieś tam plusy z życia między ludźmi są (choć te plusy nie przysłaniają minusów). Niewątpliwym plusem jest barwna tutejsza kultura i choć spacyfikowana, zeurowana, coraz szczelniej zapakowana w foliową torbę to jednak jeszcze jakoś sobie radzi. Piękny dialekt, jakieś jeszcze zwyczaje i zabobony się telepią. Miło czasem popatrzeć i posłuchać. Ale można się też przeliczyć. Ostatnio kopię sobie ogródek wieczorem i słyszę jakieś zawodzące śpiewy (słychać daleko i nie wiadomo co i kto śpiewa, słychać tylko, że rzewnie) od strony sąsiedniej wsi, nieco bardziej nazwijmy to zgentryfikowanej przez wprowadzenie się miastowych o zasobnych portfelach i nie zawsze do końca zasobnych czerepach ale nadal pięknej. Za chwilę do wycia ze wsi dołączyło wycie psa sąsiadki. Szybko pochytałem fakty – wiedziałem, że w tamtej wsi umarł człowiek i zaraz moja głowa dopisała resztę scenariusza: w chacie zmarłego zebrały się babinki i śpiewają prawosławne żałobne pieśni.

No to ja już cały podekscytowany, że nie trzeba po Nepalach i Kambodżach bujać – żywy folklor za płotem, szybko na rower, dyktafon w dłoń, podjadę , posłucham, nagram. Już oczami wyobraźni bujam w świecie szeptuch, podlaskich tradycji, ludowej kultury i kto wie jeszcze czego. Zajeżdżam i… okazuje się, że najebana ekipa Warszawiaków, pod odpierniczonym na błysk domem imprezuje i wzięło ich na śpiewanie. Czar prysł…

Na pocieszenie posłuchałem derkaczy i słowików.

Umierał w samotności – w domu trójka dzieci i szczęśliwa rodzina

Galeria

Wsi spokojna wsi wesoła

Zwykły wpis

No i już prawie od pół roku mieszkam w patochatce, przeżyłem zimę. Nie mam tradycyjnie na większość rzeczy czasu, zwłaszcza na pisanie blożka (stąd ostatni wpis z grudnia). Internet czasem mi jakoś hula, czasem ni pyty. Remont nie wiele posunął się do przodu, zwłaszcza, że wspomniana w poprzednim poście ekipa trochę podremontowała ale też sporo napsuła i teraz nie wiadomo kto, kiedy i za czyj hajc to poprawi. Dzięki heroicznej pracy Luxa z moją niewielką pomocą udało się ocieplić podłogę w jednym pokoju i parę innych drobnych rzeczy ogarnąć. Ogólnie bardzo się cieszę, że tu mieszkam, choć nie jest to tak, że cały czas jest miło, fajnie i wspaniale. Zostałem zdemaskowany przez sąsiadów jako ekolog co jak się spodziewało niektórym z nich stanęło kością w gardle. Jeden pacjent gdy wypije regularnie próbuje mnie nawiedzać i prowadzić dyskusje światopoglądowe ale odkąd ostatnio zrobił mi na chacie chryję i chciał się odlać na podłogę w kuchni wprowadziłem mu zakaz stadionowy gdy jest w stanie nietrzeźwym (a na trzeźwo na szczęście za bardzo nie zagląda). Dziś był i grzecznie mu podziękowałem.

Trochę się tu przykloszowałem, nie golę się , myję się rzadko i oszczędnie. Nawet jak mieszkałem na meli byłem znacznie czystszy – rodzina o rzut beretem – to prowokowało żeby zajechać i się wykąpać, a tu nie ma gdzie. Kumaty sąsiad o 14km ode mnie więc pełen prysznic zdarza się rzadko.

Fajnych motywów jest całkiem sporo, żurawie się drą pod chatą, od jakiegoś czasu cały zcas lecą klucze dzikich gęsi. Zimą wyły mi obok wilki, widziałem rysia o 6km stąd. Ogólnie rześko, jedyne co mnie tak naprawdę martwi to plany chciwego ministra środowiska w sprawie Puszczy. Leśnicy zacierają łapska, żeby zacząć wielkie rżnięcie. Trzymamy rękę na pulsie. Trzeba cały czas być na oriencie!

 

Patowanie w patochatce

Zwykły wpis

Idzie ku zimie, a ja już od miesiąca patuję, przetrwałem wymianę dachu i prawie 2 tygodnie z ekipą 5 patochłopów, którzy jak na ryśków nie byli aż tacy najgorsi ale ogólnie musiałem się wyciszać na wódę, fajki, kiepowanie gdzie popadnie, palenie plastików w moim piecu oraz tony habaniny i wyrobów habaninopochodnych (odkryłem, że istnieje coś takiego jak pasztet z drobiem – nie pasztet z drobiu!) w moim otoczeniu. Najwiekszym patologiem (fizycznie i ogólnie) był sam majster – ich herszt. Majster kawał chłopa, zapuszczony bęben, trochę brutal ale sympatyczny.Majster próbował mnie wielokrotnie nawracać na mięso. A to persfazją, żeby choć trochę spróbować, a to fortelem czy nie zjem trochę kaszy (podgrzewając kaszankę). „A ciekawe, czy jakby tak dobrze wypił czy by nie jadł?!” – prowadził dywagacje. Kiedyś zrobiłem mu wojo, akurat ziomek zostawił u mnie trochę wędliny sojowej. No to ja sobie kanapeczkę i zaczynam szamać, a tu wchodzi majster. I ja mu, że „a tak trochę sobie spróbowałem, bo mnie taka ochota przyszła” i widzę to dziecięcą radość w jego oczach, że zbłąkana owca znowu w owczarni ale nie trwała długo, bo zaraz zapaliła mu się dioda, chłop był dobrze kminiący i wykalkulował, że to pozoranctwo.

Nie wiem jak klną szewcy ale jeśli choć w połowie jak ta ekipa to jest grubawo. Nie wiem czy kiedykolwiek słyszałem tak długie wiązanki.

Poza tym widuje nieopodal żubry, wilcze tropy. Jemiołuszki, które wcześniej widywałem b. rzadko widuje co kilka dni w moim sadzie. Kumam się trochę z sąsiadami. Sąsiadka ma 6 małych kotów z kocim katarem. Próbujemy je wyleczyć i wydać. 2 razy dziennie muszę dać im antybiotyk. W tym celu zgodnie z poradą pani weterynarz kruszę różową tabletkę i na starym lustrze dzielę na 10 kresek. Potem każdą mieszam ze smakołykiem i rzucam półdzikim kotkom.

Smakołyk stanowił boczek z wystawki ale najbardziej chory kotek gardził boczkiem i sąsiadka wprowadziła mielunkę. Chce ktoś kota?

A proto wystawek to nie sądziłem, że będę w Puszczy jadł tyle chemoroślin. Kilkanaście lat temu zaieszałem się w Norwegii, że w jakiejś zadupiastej wsi był supermarkecik i pełen śmietnik. Tu teraz jest podobnie. Pomidorki koktajlowe z Maroka (ciekawe czy naziolki jedzą skoro niewątpliwie jakiś islamista zrywał brudną rączkąJ), banany z Ekwadoru, papryki, bakłażany i cukinie z pewnie Hiszpanii, cytryny z chujwiskąd. Mięsa ostatnio typu schabowy ze śliwką za 20zł/kg, chrzany, musztardy. Nie ma tego jakoś ultradużo ale jak na jednego patologa to starcza mi ze sporą nadwyżką, a zaglądam tam tylko przy okazji, bo to 12km ode mnie.

Żeby zupełnie nie zeurowacieć zbieram pokrzywę (sporo nadal rośnie), ługuję żołędzie, robię podpłomyki, kiszę kapuchę i żurek itp.

Założyliśmy z Markozim fotopułapkę przy skórze i słoninie z dzika, którą jakiś cwelik wyrzucił w las koło drogi i którą przewieźliśmy w inne miejsce. Po dniu sprawdzamy – jest 12 filmów. Pierwszy to nasze nogi, następne zwierz! Na wszystkich 11tu mysz… ale 2 dni później nagrał się wielokrotnie lisek i sójka.

Jutro chciwe ryśki z LP spotykają się w Białowieży w sprawie aneksowania Planu Urządzenia Lasu, tzn. chcą się dogadać ile mogą zniszczyć i ukraść w Puszczy. Łapska precz! Jadę na obczajkę, oby im to nie pykło.

IMG_1802[1]

Czym te smakowite chemopomidorki zasłużyły sobie, że pani Ziuta skazała je na banicje ze sklepowej półki w biednej puszczańskiej wsi do śmietnika i pożarcie przez patopseudoekologa tzn. mnie. Mniam!

IMG_1807[1]

Dzielę krechy…dla kotków. Amoksycylina póki co na pełnym legalu. Na pierwszym planie brud za pazurem mym.

IMG_1722[1]

A oto i same kotki ( 3 z 6). Teraz są już zdrowe. Jak ktoś chce to mogę przed świętami zawieźć na południe.

IMG_1809[1]

Wieczory długie. Palę se w piecu.

IMG_1819[1]

I piekę se takie frykasery z dodatkiem żołędziowej mąki.

 

Targ zwierzęcy w Karakol

Zwykły wpis

Kirgizi są wybitnie mięsnym narodem. Wprawdzie w wielu miejscach warzyw, owoców i innej roślinnej strawy w bród ale nie wszędzie. W wysokich górach nie uprawia się nic. Pasie się. A że pierwotnie pasł tam prawie każdy stąd w kirgiskiej diecie mięso jest uwielbiane. Oczywiście jakieś smakołyki też szamną (np. pyszne lepioszki czyli domowej roboty, pięknie zdobione, płaskie chlebki – po ichniemu chleb jak w wielu innych miejscach w Azji nazywa się nan) ale głównie spożywają padlinę i inne wyroby odzwierzęce. No i piją DUUUŻO herbaty.

W ich głowach nadal mieszka pasterz, choćby od pokoleń mieszkali w mieście. Targ zwierzęcy to miejsce gdzie można kupić/sprzedać zwierza. Ale także obejrzeć, pomacać owcę czy tłusta, pogadać, napić się wódki itd.

Muszę przyznać, że jakkolwiek miejsce nie do końca wesołe to na pewno zwierzęta były traktowane lepiej niż np. konie na targu w Skaryszewie. Ogólnie przeciętny hodowlany zwirz – Kirgiz ma lepiej w swej zwierzęcej niedoli niż przeciętny hodowlany zwirz – Europejczyk. Zanim krwiożerczy Czesiek zajebie go i zeżre żeby zaspokoić swoją smakową chuć owy zwirz całe życie biega se po górach, je organiczną trawę, widzi słońce i inne zwierzęta. Kończy tak samo źle ale chociaż życia użyje.

Poniżej kilka fotek z tardżku.

IMGP0014

Dziadki w tradycyjnych, filcowych kołpakach – narodowym nakryciu głowy. Wypite konkretnie ale równie przyjazne.

IMGP0027

Pierożki s kartoszkoj – nierzadko jedyny gotowy, ciepły wegański posiłek jaki można kupić w Kirgistanie. Ta pani miała je wyjątkowo dobre. Miała też fajny palnik z garnka. Obok kajdaniarz diluje wódką.

IMGP0042

Krowa nie wydaje się być zadowolona z pobytu na targu

IMGP0050

Chłop kupił se owcę.

IMGP0058

Ten też.

IMGP0063

Dilka podkowami i innymi gadżetami domowej roboty. Surowiec to w 100% drut zbrojeniowy.

IMGP0066

Podkowy. Na szczęście!

IMGP0081

Nazi kałs. Podobno po zwycięstwie PiSu w wyborach tak samo będą znaczeni najwierniejsi Polsce Polacy.

IMGP0085

Interesująca twarz z targowiska.

IMGP0092

Jedna z rzeczy, które kocham w kategorii „pozostałości po ZSRR”: ludzie z golden smajlami. Sporo tego jeszcze w Azji Centralnej.

IMGP0093

Jeszcze jeden złoty błysk kła. Ale mina jakaś spłoszona. Czyżby panią swędziała szyja?

IMGP0099

Pierożki! Mniam! Choć muszę przyznać, że pod koniec bujanki to już mi trochę uszami wychodziły. Stara jeszcze gorzej to znosiła, bo w przeciwieństwie do mnie nie przepada za wegańską wersją diety Kwaśniewskiego czyli 120% oleju w pożywieniu. No i czemu prawie zawsze z ziemniakiem? Mają soczewicę, warzywa, a im zacięła się płyta. Ale dobrze, że choć cokolwiek można wyżreć.

Kirgiska fawela

Zwykły wpis

Wprawdzie na bujance 99% wszystkiego było zajebiaszcze ale kwasiki też bywały. Teraz jak se siedzę i na fejsbuczkach napierdalam się z pupkaczami i naziolstwem oraz pomału oswajam z myślą, żeby się w końcu czymś zająć i za parę godzin ruszam do siebie w Puszczę kwasiki się przypominają. A jeden był taki.

Złapaliśmy stopa w stronę Biszkeku na przedmieściach Naryna. Chłop imieniem Talaj i jego 17letni krewniak imieniem Islam (wymarzone imię w czasach powszechnej islamofobii – oby syny waszych konkubin je nosiły o prostoręcy wyznawcy symbolu słońca:)  ) zatrzymali się malutką ciężarówką marki Hyunday. Wieźli złom i ze złomu żyli. Młody wgramolił się do czeluści za siedzenia, nasze plecaki zamieszkały na blachach.

Ruszyliśmy w stronę stolicy. Radość nie trwała długo – po 2 km pały zrobiły HALT i przyrypały Talajowi 2000 somów mandatu czasowo zatrzymując prawko.

Powód: „LICZNYJ PASAŻIR” – stwierdził zdołowany Talaj.

2 tysie somów to ponad 26 euro, kwota w Kirgistanie niemała. Dla nas, zwłaszcza pod koniec bujanki też. Zgruzowałem się bo wprawdzie nikt do nikogo nie miał pretensji i kierowca wiedział na co się pisze ale mandat był przez nas, a jechalismy stopem, a nie taryfą więc pozostawało:

a) oddać hajc, którego mniejsze ilości próbowaliśmy oszczędzać jeżdżąc na stopa i śpiąc w namiocie

b) powiedzieć wzorem turystów którzy mimo sporej ilości miejsca w furze zostawili nas na zakurzonej drodze w Afganistanie „Sorry guys” i pomachać wysiadając

Obydwie opcje były słabe. Jedno było pewne. 26eurochujków dla naszych koleżków – boginów (kto oglądał South Park wie, że boginem był Kenny i że bogin to w poprawnej politycznie mowie bogaty inaczej)  to więcej niż dla nas – niby lumpów ale zawsze z bogatego Eurolandu. Siostra Talaja (całkiem ładna nutria ogrodowa), którą potem poznaliśmy zarabiałaby 2500 somów miesięcznie w moim wyuczonym zawodzie czyli jako pracownik socjalny ale poszła szyć do fabryki, żeby zarobić 12-16 tys.Czyli chajc dobrze byłoby im zwrócić.

Nagle zapaliła się lampka i złożyliśmy im propozycje nie do odrzucenia:

My dajemy im te 2tys., a oni wiozą nas do siebie i kimają  2 nocki. Rozbijemy se namiot pod ich chatą.

Normalnie wydalibyśmy mniej ale chociaż nie będą stratni, a my będziemy mieli czyste sumienie.

Początkowo nie łapali ale w końcu załapali i się zgodzili.

Talaj opowiadał, że podniesli ceny mandatów. Najbardziej za przeładowywanie ciężarówek.

LICZNYJ GRUZ balszoje probliema – mówił

Dojechaliśmy późnym wieczorem do ich chaty położonej na przedmieściach.

NOWOSTROJKA – okreslił swą dzielnie Talaj. Okolica wyglądała jak slumsy, wszędzie na prędce sklecone chatki w szczerym stepie. Przy każdym kible i inne szopki, wody oczywiście nie ma. Ogólnie klimat jak w slumsach na całym świecie ale ta fawela różniła się od fawel w Ameryce Pd. Różnica była jedna i diametralna. Było w niej bezpiecznie i nawet jako przybysze z kraju obfitości mogliśmy bujac po niej nocą.

Rodzina Talaja okazała się zajebiście miła i spaliśmy w chałpie ze wszystkimi, namiotu nie trzeba było wyciągać. Oczywiście zostaliśmy nakarmieni do syta choć za nic nie mogli pojąć że można nie jeść mięsa, woleć pomidory, konfitury, chleb itp. i że nie chcemy wysysać szpiku kostnego albo że nie spróbujemy choć kawałka.

Kimaliśmy nockę, potem pojechaliśmy w góry i po 2 dniach kimaliśmy znowu. Z rana ruszaliśmy do Kazachstanu na powrotny samolot. Ale najpierw sniadanie. Fawela budziła się do życia. Nagle w zasięgu mojego wzroku pojawił się jakis alfons ze strzelbą odziany w odblaskową kamizelkę. Od początku mi się zapaliła lampka, że coś kombinuje. Chłop kręcił się i pukał do sąsiada. Potem gdzieś polazł. Za kilka minut rozległ się strzał i zaczęli zlatywać się ludzie.

Wszedłem za dom i spotkałem naszą gospodynie.

Co to? Strzelają? – spytałem.

Pies. – odparła z rozbrajającym uśmiechem.

Jak to pies? Zastrzelili psa? Czemu?- drążyłem temat.

DA, LICZNAJA SABAKA. – odparła kobita jakby mówiła o czymś zupełnie neutralnym psując mi humor.

Strzały było słychać jeszcze kilka razy z różnych części faweli. Zawinęliśmy się niewiele później.

Ludzie nawet w miejscach gdzie są mili pozostają ludźmi. A jak wiadomo LTK. Ludzie To Kurwy.

Miałem aparat Zorka 5 i zrobiłem kilka zdjęć

Zwykły wpis
IMGP6128

Nasz gospodarz na jedną nockę w jednym z niewielkich kiszloków Korytarza Wahańskiego. Rześki typ mówiący nieco po rusku. Mohamad Ali Szo. Trzeba przyznać, że Pamirczycy zarówno w Tadżykistanie jak i w Afganistanie reprezentują ładny typ człowieczej urody.

IMGP6152

Ciężko kiedy jedyną cieżarówką są własne plecy. Sprzątanie zboża z pola w czasie żniw. W Korytarzu Wahańskim wszystko robione jest ręcznie , ew. za pomocą zwierząt.

IMGP6125

Młody muzyk. Syn Mohamada Alego.

IMGP6158

Spotkany na drodze wahański dziadek z osiołkiem. Wahańskie dziadki są bardzo miłymi stworzeniami. Osiołki zresztą też.

IMGP6168

Sąsiad z tadżyckiego Pamiru widziany zza granicznej rzeki Pjandż. Tadżycka infrastruktura i sprzęt, konkretnie zacofane, w porównaniu z afgańską robią wrażenie supernowoczesnych.

Zderzenie światów

Zwykły wpis

Wróciłem do Polski w niedziele wieczorem więc minęły 3 dni ale nadal nie mogę się przyzwyczaić. Zbyt jest tu niepodobnie do tego co miałem przez ostatnie 2 miechy. Co w polskim Eurolandzie uderza najbardziej? Bogactwo, buractwo (tam też wystepuje ale tutejsze jest bardziej odczuwalne, bo wszystko się rozumie lepiej – język, mowe ciała, skojarzenia, umiejscowienie w takim to, a takim klimacie itp.), industrializacja, zaludnienie (choć odpowiedniejszym słowem zdaje się być przeludnienie), pośpiech, sztuczność krajobrazu w tak wielu miejscach.

Przykro też się patrzy ile w ciągu zaledwie 2-miesięcznej nieobecności w znajomych miejscach ubyło drzew, ile wylano betonu i pobudowano barachła.

Są też oczywiście miłe atrakcje – znajoma przyroda, inna pora roku, inne żarło (jakże różnorodne, zwłaszcza po diecie lepioszka + czaj).

Na wjeździe do Polski w Medyce odczuliśmy pierwszy powiew eurobiurkracji w koktajlu z polskim cebularstwem. Opryskliwa młoda Ziuta w mundurze celnym siedzi i ręcznie przegląda bagaże setkom przybywającym z Ukrainy. Pojedynczo. Pomału.

Różnica w traktowaniu przyjezdnych i powracających jest spora. Unijni obywatele stoją w oddzielnej kolejce, która jest krótsza. Na ogół więc nie stoją w ogóle. Dziś jednak jest ich na tylu, że utworzyła się kolejka kilkunastu osób. Czekamy na swoją kolej prawie godzinę w lodowatym chłodzie wiatru i kropiącego lekko deszczu.

Obywatele spoza Unii stoją do innej czepanki, przez kogo innego, w innym pomieszczeniu. Jest ich wielu więc na swój moment czekają po wiele godzin w innej kolejce z dala od budki więc nie osłonięci od wiatru w ogóle.

Farbowana na blond celna suka zwraca się do nas i pozostałych za pomocą równoważników zdań lub pierwszej formy liczby mnogiej. Nigdy z jej ust nie pada „proszę”, a jedynie „Otworzyć!” lub „Otwieramy.” Pare razy słychać też „Wyciąg Pan” i pretensja, że mam tak naładowany plecak, że ona „nie może ręki włożyć”.

„Przepuśćcie! Przepuśćcie!” skandują zmarznięci Ukraińcy na dworze.

Stolica kirgiskiego poludnia

Zwykły wpis

Z powrotem jestesmy w Osz ale dzis jedziemy dalej, bo juz za ok tydzien trza wracac.

W Afganistanie bylo interesno ale syf konkretny. Ludzie mili i goscinni wrecz bardzo, pedzacy ciezki zywot rolnikow z 15go wieku. Rolnikow bez doplat w dodatku. Mlocic zboze za pomoca lazenia z krowa w kolko od switu do nocy to jednak nie sen wszystkich kmiotow z eurolandu. Moze nawet entuzjasci ekoferm nie byliby zachwyceni.

2 historyjki ku pokrzepieniu serc:

Kiedys z Kajdanem (jak byl jeszcze malym Krzysiem) i Pietia pojechalismy zima na Ukraine w Gorgany. Jakies chlopy wziely nas na chate na herbe czy wodke i gadamy. Jeden mowil ze walczyl za Sajuza w Afganistanie. „Jacy tam ludzie?” – pytam. Chlop sie zadumal i westchnal: „Brodaci…”

Siedzimy se w jakims kiszloku (czyli tadzyckiej wiosce) w dolinie Pjandzu w Afganistanie. Robimy foty. Podeszly lebki, jeden gada po angielsku. Wszedzie dookola syf i kal. Robie zdjecie krowie.

„Du ju lajk kal”- pyta mily oberwany lebek.

„Jes, aj lajk” odpowiadam i ryjemy sie.